Wielu z nas, czytając wypowiedzi takich polityków jak Janusz Korwin-Mikke, doznaje refleksji: "Biedny pan. Ciekawe, czy ja dostanę demencji na starość i będę bełkotał jakieś bzdury". Czasem jednak, z czystej ciekawości, zaczynamy zastanawiać się, skąd bierze się graniczące z błedem statystycznym poparcie dla Mikkego i jego opartej na ciężkim niedotlenieniu płatów czołowych ideologii. Nie główcie się dłużej! Tą pozornie niewyjaśnialną zagadkę wyjaśni dla was wasz nikczemny komentator.
Otoż istnieje cały nurt ideologii politycznej zwany libertarianizmem, w Polsce często nazywany po prostu liberalizmem. Nurt ten został rozpoczęty przez anonimowego przedszkolaka z USA, który założenia swojej ideologii ustalał we współpracy ze swoim pluszowym misiem. Libertarianizm jest najbardziej popularny wśród 13-letnich chłopców, wysysających fundusze ze swoich biednych rodziców studentów pierwszego roku oraz kretynów, którym nie wypalił interes bo się do tego nie nadają, ale ich ego nie pozwala im tego zauważyć i obwiniają państwo.
Libertarianie wierzą, że udział rządu w życiu społecznym powinien być minimalny. Wierzą również, że drogi i inne elementy infrastruktury cywilizacyjnej to fenomeny przyrody, powstające w wyniku wstrząsów sejsmicznych. W idealnym, libertariańskim raju każdy może uprawiać sodomię z bezpańskim psem, blokując przejście dla pieszych, pożywiając się w przerwach atrakcyjnymi cenowo produktami spożywczymi nieskażonymi przez wstrętne instytucje publiczne, takie jak SANEPID. W libertariańskim raju, nie istnieją te wszysktie okrutne, ograniczające naszą wolność rządowe instytucje zajmujące się badaniem czystości wody kanalizacyjnej albo bezczelnie wymuszające na firmach farmaceutycznych, żeby sprzedawały leki, które faktycznie pomagają pacjentom.
Większość libertarian zaczyna jako rozwydrzone nastolatki z klasy średniej, o mózgach w możliwościach których nie leży uświadomienie sobie, że nie każdy na świecie jest rozwydrzonym smarkaczem pasożytującym na swoich rodzicach. Młody kandytat na skrajnego liberała zwykle zadaje sobie dwa zasadnicze pytania:
- Czy istnieje jakaś oparta na sofizmatach ideologia polityczna, która pozwoli mi usprawiedliwić to, że jestem rozwydrzonym, egoistycznym ciulem?
- Jak uzasadnić to, że jestem lepszy od ludzi, których nie stać na te same studia co mnie i nazwać ich mało produktywnymi i niezaradnymi, jednocześnie samemu nie pracując, bo kieszonkowe od tatusia całkowicie wystarcza na moje wybujane potrzeby?
Wtedy wkracza liberalizm, ze swoją głębią emocjonalną dwuletniego bachora wyrywającego innym zabawki i ryczącego "moje!". To nie pieniądze rodziców, lepsze szkoły, nowsze podręczniki, wyższy standard odżywiania, cywilizowani sąsiedzi, szybki internet i komfort psychiczny we własnym pokoiku na pięterku w ciepełku centralnego ogrzewania. To ty, drogi liberale, sam doszedłeś do wszystkiego. To ty jesteś odpowiedzialny za sukces, który udało ci się osiągnąć bez niczyjej pomocy. "Jeżeli ktoś ma gorzej, to znaczy, że nie pracował wystarczająco ciężko" - tym sofizmatem od teraz możesz wymachiwać w dyskursie publicznym, tak jak wymachujesz sobie przed lustrem swoim uwiędłym fiutkiem. Nie powinno być żadnych praw, a jeśli już, to powinny bronić jedynie ciebie.
Idź, i głoś swoją prawdę w internecie! Nie bój się, gdy przeciętnie inteligentny, zwykły przechodzień zbije twoje argumenty w jednym, oczywistym stwierdzeniu. Nazwij go lewakiem, pasożytem lub nierobem! To od razu mu udowodni twoje prawo do osądzania całego świata mimo bycia synalkiem producenta kartofli na zabitym dechami zadupiu w najbardziej zaściankowym kraju Europy. Idź bronić interesów korporacji.
Bo przecież jesteś wyjątkowy. Mamusia ci to powiedziała. Przecież nie okłamała by własnego dziecka?