wtorek, 30 listopada 2010

Wikileaks: Sikorski brnie w zaparte


We wczorajszej "Kropce nad i" Radosław Sikorski powiedział, że poprzez ujawnienie poufnych informacji, niezgodnych z oficjalnymi deklaracjami rządu USA wobec swoich obywateli i sojuszników, Julian Assange "ogranicza wolność słowa". Komentatorzy są zgodni, Sikorski powinien pójść na lekcję WOS'u  na poziomie szkoły podstawowej, gdzie nauczył by się co oznacza pojęcie wolności słowa, bo to trochę obciach używać słów, których się nie rozumie.

Pan minister uważa, że wolność słowa polega na tym, że wciska się zwykłym ludziom kit i kłamie w żywe oczy, żeby chronić własne interesiki i stołeczki. Drogi Panie Ministrze, to się nazywa autorytaryzm i sterowanie opinią publiczną. Nie musi mi Pan dziękować. Gdyby jeszcze miał Pan problemy z jakimiś trudnymi pojęciami, których brakiem zrozumienia ośmiesza się Pan potem w telewizji, to oferuję dość tanie korepetycje, proszę mnie polecić swojej Mamie, jakoś się umówimy.

Oczywiście, jest też taka ewentualność, że minister Sikorski dobrze wie, co to znaczy wolność słowa, tylko, że zapędzony w róg, jak rozpieszczony bachor wierzga nogami, ryczy i brnie w zaparte. Ze strachu. Politycy zwykle zakładają, że strach załatwi sprawę. Strach przed Rosją, Kaczyńskim, policją, terrorystami. Strach wszystkich usadzi na dupie i sprawi, że nie zauważą co się naprawdę dzieje doookoła.

Ale okazuje się, że to nie my mamy się czego bać, tylko Pan Sikorski i jego koledzy. Bo w systemie demokratycznym rząd ma działać jawnie. Bo w demokracji Pan Sikorski i jego koledzy muszą odpowiadać przed nami, obywatelami. Bo w tym systemie to my, społeczeństwo, zatrudniamy i zwalniamy polityków. Chyba, że Pan minister buduje jakiś inny system. Polscy zausznicy CIA trzęsą się ze strachu, bo jak Wikileaks ujawni szczegółowe dane na temat pewnych tajnych więzień, to czeka chłopców Trybunał Stanu. Tak to jest, jak się łamie międzynarodowe konwencje i prawa człowieka, Panie Ministrze, ilość i gęstość wylewanych przez Pana łez nic nie zmieni.

Osobiście, oglądanie wierzgających polityków sprawia mi przyjemność. Lubię dobrą komedię, a nie ma nic śmieszniejszego, niż nadęty, mały człowieczek próbujący dokonać czegoś, co go przerasta. Ministrątko z rządu prowincjonalnego kraiku próbujące zdyskredytować człowieka, który właśnie zatrząsł światem - urocze.

Naród ponad wszystko: Polacy wysysają antysemityzm razem z pasteryzowanym mlekiem z Biedronki

Znowu ukazała się książka Grossa i znów z przeżartych alkoholem okrężnic antysemitów polała się krew. Nowa książka nosi tytuł  "Złot...